Jest taka scena w filmie „Braveheart”: dwie armie stają naprzeciw siebie, napinają się, naprężają, szykują do skoku. Nagle – pada sygnał… i obie pędzą na siebie, na złamanie karku, do zwarcia, wbiegają jedna w drugą i mieszają się w chaosie.
To normalny obraz z przejścia dla pieszych w Paryżu. Przy czym, gdy piesi ruszają na pasy – w napięciu
i naprężeniu zamierają zatłoczone ulice.
- PRZED WYJAZDEM: ON w Paryżu już był, ale dawno temu. Ona jeszcze nie była, ale bardzo chciała. ON pamięta kilka słów po francusku, ONA – tylko angielski. Obojgu lista rzeczy MUST SEE wydawała się zbyt długa.
- PO POWROCIE: Paryż nas zmęczył. Zachwycił, usatysfakcjonował – ale wycisnął siódme poty, zarówno na poziomie logistycznym, jak i fizycznym.
- Jak się do Paryża dostać
Najtaniej oczywiście tanimi liniami. Ostatnio widzieliśmy bilety powrotne za 250 zł na głowę. Zwykle bilety DO są znacznie tańsze niż Z. Po prostu trzeba polować. O ile loty (w naszym przypadku) z Krakowa są w miarę punktualne, o tyle lot powrotny może okazać się cyrkiem – raczej nie umawiajcie się na określoną godzinę w Polsce. Paryż stoi strajkami i protestami: jak jedzie metro – stoją autobusy, jak jadą autobusy – strajkuje obsługa lotniska, jak zaczyna pracować obsługa lotniska – wieża kontroli lotów ogłasza dwugodzinny protest. I tak w kółko.
Z Krakowa lądujemy na lotnisku Beauvais – 80 km od Paryża. Co dalej? Albo autobus „zwykły” za 12€ od głowy, albo autobus ekspresowy (30€ na głowę), albo…
Polak potrafi – czyli polskie busy lotniskowe: przed wylotem warto zarezerwować sobie miejsce w busie kursującym na trasie lotnisko – centrum. Ofert jest mnóstwo, ceny od 10€ do 15€ od pasażera. Warto szukać i rezerwować z wyprzedzeniem, bo obłożenie i zainteresowanie jest spore. To najszybszy, najmniej problemowy i najbardziej komfortowy środek transportu. My wysiadaliśmy pod Łukiem Triumfalnym i kosztowało nas to 10€ (x2). Rezerwacje powrotną również można zrobić przez internet, albo na miejscu dogadać się z busiarzem.
- Gdzie mieszkać
Miasto podzielone jest na dzielnice. Cena wynajętego lokum zależy od numeru dzielnicy. Najprościej wybrać odpowiadającą Wam dzielnicę tak: wybieracie sobie JEDEN punkt orientacyjny. Tylko JEDEN, bo
w Paryżu można wybrać jeden, dwa lub pięćdziesiąt. Jeżeli macie zamiar spędzić trzy dni między grobami na Pere–Lachaise – nie szukajcie noclegu w pobliżu Wieży Eiffela ani w La Defense. To nie ma sensu, mimo dobrej komunikacji metrem. Chyba, że macie dwa tygodnie.
My wybraliśmy dzielnicę 9, kilka kroków od dworca Saint-Lazare i takiej właśnie stacji metra. W zasadzie całe centrum robiliśmy pieszo. Piechotą do Placu Concorde zaledwie 1,5 km. W zasięgu spaceru mieliśmy Notre–Dame, Dzielnicę Łacińską, Luwr, Plac Pigalie, Sacre-Coeur, Lafayette i Operę Paryską. Byliśmy nastawieni na spacery po mieście – dzielnica dziewiąta się sprawdziła. Ale tanio nie było… bo…
- POGODA: no cóż… pogoda jak w Warszawie. Ta sama szerokość, ten sam klimat. Nas Paryż przywitał gradem pierwszego wieczora. Podczas spaceru bulwarem Clichy utknęliśmy pod trzymetrowym daszkiem kawiarni. Utknęliśmy z dziesięcioma innymi, przygodnymi spacerowiczami. Po godzinie znaliśmy się z imienia, wiedzieliśmy kto skąd przyjechał, gdzie kupić najlepsze sery i gdzie jest najlepsza kuchnia koreańska.
- CENY
PARYŻ JEST DROGI. Koniec i kropka. Nie ma co się rozwodzić – szarpnie bezlitośnie po kieszeni każdego, kto się do niego zbliży. Oszczędności dobrze zacząć już na etapie szukania lotu i wyszukiwania noclegów. Dobrze ciąć koszty już przy planowaniu MUST SEE. Czy warto się spłukać na zobaczenie miasta
z kiczowatych komedii romantycznych? JAK CHOLERA WARTO. Po stokroć – warto.
Baza hotelowa jest ogromna, małych i tańszych hotelików jest mnóstwo. Jeżeli używacie wi-fi i w waszym wybranym, „tańszym” hotelu nie ma – spokojnie, jest w każdej knajpie i na każdym placu.
- Tu mały tip: jeżeli macie zaoszczędzone jakieś punkty lojalnościowe w serwisach pośredniczących
w wynajmie – to nadszedł czas, żeby je wykorzystać.
Ceny jedzenia: w średniej jakości knajpce za obiad zapłacicie 20€ wzwyż na głowę, za ulicznego naleśnika – 3€ do 4€, za dwie lampki wina od 10€ w górę. Czym bliżej Notre–Dame, tym drożej. ALE…
Ale wystarczy przejść Sekwanę, aby wejść w Dzielnicę Łacińską. Tu otwiera się inny cenowy świat.
Tu rządzi street-food, lokale z kebabami, pizzerie i orientalne jadłodajnie. Kebab to naprawdę spora tacka z mięsem + pieczywo, frytki i surówki. My znaleźliśmy wciśniętą między turka a chińczyka małą restaurację francuską. Doskonałe mule, świetny obiad, pyszne ciastko
na deser. Razem 24€. Do tego, gdy właściciel uznał, że i na niego przyszła pora – usiadł przy stoliku i zjadł to samo
co jego goście. Znaczy: świeżo i bezpiecznie, mimo że po taniości.
Polecamy spróbować legendarnych paryskich bagietek (1,5-2,5€). Byle kupowanych w piekarniach a nie w supermarketowych sieciówkach. W pełni zasługują na swoją renomę. A czy równie słynne francuskie croissanty również zasługują na swoją renomę? Zdecydowanie! Niezależnie, czym nadziewane – są wspaniałe. A jeśli już kupicie bagietkę, kupicie kawałek sera, kupicie jakieś lekkie wino… Nie wracajcie z nimi do hotelu.
Na każdym skwerku, wzdłuż Sekwany,
w porcie przy placu Bastylii – wszędzie piknikują Paryżanie i turyści. I w odróżnieniu od Krakowa nikt Was nie przegoni, nikt Wam nie zwróci uwagi. Tak spędzają czas ludzie, którzy na przerwę obiadową wyrwali się
ze swoich biur.
Transport: najlepsze, najszybsze, najwygodniejsze jest metro. Ceny biletów zależą od ilości przekraczanych stref, więc warto się zapoznać z planem miasta lub taki plan metra pobrać na stacji lub w punkcie informacji turystycznej.
ALE w odróżnieniu od genialnego metra londyńskiego,
w paryskim może się przydarzyć strajk, protest, chwilowe zatrzymanie z Jahwe wie jakiego powodu. Nam akurat trafił się strajk obsługi bramek i kas, więc pojeździliśmy trochę za darmo. Tak czy inaczej musicie się liczyć z tym, że podróż metrem z Pere-Lachaise przez całe miasto do La Defense będzie was kosztować około 7€ na głowę.
Innym sposobem przemieszczania się wzdłuż Sekwany są statki. Kurs Notre-Dame – Tour Eiffel : 15€. Wzdłuż rzeki, po obu jej stronach, ciągnie się bardzo przyjemny deptak. Dla pieszych i rowerzystów – super. Przy okazji można trafić na mini koncert, uliczną sztukę i tego typu atrakcje, którymi to miasto naprawdę żyje. A słuchanie lekkiego jazzu granego przez kilkuosobowy zespół rozstawiony na budowlanych paletach i zapijanie tego kubkiem świeżo wyciskanego skoku – zdecydowanie poprawia nastrój i dodaje sił na kolejne kilometry.
- ZWIEDZANIE – co zobaczyć, co odpuścić
Muzea, wystawy, tarasy widokowe SĄ PŁATNE i nietanie. Zwykle bilet wstępu
to 10€-12€-15€ na stałe ekspozycje. Wystawy specjalne i okresowe są dodatkowo płatne. Jeżeli spodziewacie się darmowych muzeów londyńskich – zapomnijcie. Koniecznie zróbcie sobie listę rzeczy, które chcecie zobaczyć i miejsc,
które chcecie odwiedzić. Potem tę listę skróćcie o połowę.
- Luwr (Musee du Louvre) – większość wybierających się do Paryża nastawia się na Luwr: wiadomo, legenda. My odpuściliśmy Luwr całkowicie. Nasza rada, nasze zdanie – jeżeli nie jesteście w stanie poświęcić na zwiedzanie Luwru minimum trzech dni – nawet się do niego nie zbliżajcie. Naprawdę NIE MA SENSU jednodniowy wstęp (15€). Przerobiliśmy to w British Museum – więcej tego błędu nie popełnimy. Takie muzea jak Ermitaż, British Muzeum czy Luwr wymagają czasu i spokoju.
- Centre Pompidou – jeden z symboli sztuki światowej gromadzący w swoim pokręconym wnętrzu ogromne zbiory. W odróżnieniu od Luwru – spokojnie ogarnialne w jeden dzień. Wstęp 13€. Warto zacząć rano, nawet jak się zmęczycie – znajdziecie kilka tarasów do odpoczynku. Z tarasów rozpościerają się panoramy
na miasto, a jak się pewnie domyślacie, jest na czym oko zawiesić. Samo muzeum doskonale zorganizowane, dobrze podzielone tematycznie, łatwe w zwiedzaniu. I czasochłonne – wejdziecie rano, wyjdziecie wieczorem. Dla zainteresowanych sztuką nowoczesną – MUST SEE.
- Museum d’Orsay – stary dworzec kolejowy przerobiony
na muzeum. Wrażenia niesamowite – tu spotkacie się oko w oko z obrazami znanymi Wam z podręczników szkolnych i z reprodukcji na bazarach. To tu wisi impresjonizm, to tu wisi Picasso. Jedna z atrakcji – przekrój Opery Paryskiej. Olśniewający widok przez dworcowy zegar na piętrze – stojąc w pomieszczeniu zanurzonym w półmroku, przez zegarową tarczę widzicie w oddali zalane słońcem wzgórze Sacre-Coeur. Jak powiedział kiedyś Lord Vader: „IMPRESIVE!„
- Galeria Lafayette – świątynia luksusu i zwariowanych cen. Niby zwykła galeria handlowa… ale przecież to Paryż. Szczęka opada w momencie zadarcia głowy
i zobaczenia sklepień. Jeżeli piękno może być komercyjne – to Lafayette jest tego kwintesencją
- Plac Concorde i ogrody Luwru – Place de la Concorde to miejsce, gdzie stoi zrabowany z Egiptu obelisk, gdzie kiedyś stały gilotyny. Z którego na południu widzicie Pałac Bourbon, na północ – Kościół de la Madleine, na wschód – Pola Elizejskie z Łukiem Triumfalnym a na zachód – ogrody Luwru. Ten plac właśnie, to jedno z tych miejsc,
na których stajecie, rozglądacie się i… wbrew sobie, na głos mówicie “nie mogę uwierzyć, że tu jestem”. Ogrody Luwru to świetny punkt odpoczynku i relaksu. Dużo alejek spacerowych, dużo zacienionych ławek, świetne budki z kawą.
To w dzień.
Ale są miejsca w Paryżu, które TRZEBA zobaczyć NOCĄ. Poczekajcie, będzie trochę niżej.
- I’ile de la Cite – nie ma możliwości być w Paryżu i nie być wielokrotnie na tej wyspie. To tu majestatycznie wznosi się Katedra Notre–Dame de Paris. To tu, wciśnięta między budynki sądu stoi majestatyczna kaplica Sainte-Chapelle z niesamowitymi witrażami. To przez tą wyspę prowadzą najszybsze ścieżki
do kulinarnego bogactwa z całego świata w Dzielnicy Łacińskiej. A skoro jesteśmy już na I’ile de la Cite..
- Katedra Notre-Dame – możecie pomyśleć, że katedra jakich setki na świecie. Że ta w Sevilli jest wyższa,
w Lizbonie jest takich więcej, że w Gnieźnie mamy swoją, a Mariacki jest the best. Otóż… Notre-Dame MIAŻDŻY. Niesamowita z zewnątrz, niezależnie od pory dnia oblegana tłumem ludzi fotografujących zarówno fasadę, jak
i robiących sobie selfie ze słynną rozetą w tle. Ale dopiero w środku poczujecie jej misterne piękno. Jeżeli macie taką szansę (nam się udało) wejdźcie do środka w mocno słoneczny dzień – światło wpadające przez witraże
i zwisające w drobinkach kurzu to spektakl, który będziecie długo pamiętać. Usiądźcie na chwilę w dowolnej nawie. Schowajcie na chwilę smartfona i aparat fotograficzny. Powoli wyłówcie szczegóły. Pomyślcie po francusku: Dieu est grand, je suis toute petite…
- Plac Bastylii – Ogród Botaniczny – Wielki Meczet: połączyłem trzy punkty miasta w jedno SHOULD SEE. Wszystkie trzy warto zaliczyć, żaden z nich nie zajmie wiele czasu a każde oddzielnie ma swój urok.
Plac Bastylii: jeżeli tego nie wiecie – budynku więzienia Bastylii nie ma! Jej zdobycie i zburzenie było startem rewolucji. Na środku placu stoi dumnie wielka kolumna z przetopionych dział napoleońskich. Plac, jak plac… ale tuż pod nim rozciąga się wzdłuż niewielkiego portu (Port de l’Arsenal) świetny bulwar: spokojnie, wśród innych piknikujących można się rozsiąść na trawie i coś przekąsić.
Ogród Botaniczny: z portu l’Arsenal kierujecie się na południe, przechodzicie przez most Austerlitz i wychodzicie wprost na bramy Ogrodów. W Ogrodach – Muzeum Historii Naturalnej, Galeria Botaniczna, Galeria Geologiczna. Ale przede wszystkim mnóstwo alejek, ptaków, drzew, krzewów, kwiatów. Miejsce zupełnie odklejone od reszty zatłoczonego i ciasnego miasta. Jest po prostu przyjemnie. Jeżeli jesteście z dziećmi – nie pomińcie parku zwierząt (Enclos des Wallabies – płatny).
Krótkim spacerkiem, po przejściu przez cały ogród, wyjdziecie wprost na największy meczet w Paryżu: Grande Mosquee de Paris. Warto zajrzeć. Tunis
w pigułce. I jak to w meczecie – kobiety nie wszędzie mogą wejść.
- Panteon: wyszliście z meczetu – teraz już macie kilka uliczek do jednego z MUST SEE Paryża. Okazała budowla jest miejscem spoczynku między innymi Hugo, Zoli, małżonków Curie, Woltera i wielu innych znakomitych Francuzów. Warto zobaczyć, warto zwiedzić (10€ wstęp + 2€ za górne piętro). A jeśli już wyjdziecie z chłodu kamienia tej przytłaczającej ogromem budowli, 300 m ulicą Rue Soufflot wyjdziecie na słynne…
- Ogrody Luksemburskie (Jardin du Luxembourg): i oczywiście Pałac Luksemburski. Warto pospacerować po licznych, pokręconych alejkach, usiąść na chwilę na ławeczce. Warto dotrzeć
do południowej części (Jardin des Grands Explorateurs) i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie pod imponującą fontanną Fontaine de l’Observatoire. Jeżeli zgłodnieliście – mijając Sorbonę kierujcie się na północ, na Ile de la Cite – na pewno znajdziecie coś dla siebie w którejś z setek knajpek.
- Plac Trocadero: jeden z najbardziej imponujących widoków w mieście.
To ze schodów Trocadero, z dziedzińca Pałacu Chailot i jego ogrodów pochodzi większość zdjęć Wieży Eiffela, jakie znacie. Zawsze zatłoczony, niezależnie od pogody. Jeżeli mieszkacie w znacznej odległości – na sam plac możecie podjechać metrem. Tym bardziej, że watro tu wrócić jeszcze raz, wieczorem – ale o tym trochę niżej. Rozmach
i wielkość kompleksu przytłacza, ale
i zachwyca. Najlepszy punkt startowy do zdobycia symbolu Paryża. Ruszamy na wieżę.
- Wieża Eiffela (Tour Eiffel): schodzimy z Trocadero i przez most Pont d’Iena podchodzimy pod wieżę. Tour Eiffel rośnie w oczach z każdym krokiem. Kiedy stoimy już pod nią, ten stalowy gigant naprawdę poraża i fascynuje. Ale zanim dostaniemy się na plac pod wieżą by kupić bilety wstępu, czeka nas szczegółowa kontrola bezpieczeństwa. Pierwsza kontrola, bo będzie jeszcze jedna. Na zwiedzanie wieży warto wybrać się rano – po pierwsze: przejście z Trocadero chwilę nam zajmie, po drugie – czym później, tym dłuższe kolejki. A kolejki są zawsze, zawsze długie i do wszystkich czterech kas. Jeżeli kupicie już bilet – czeka Was następna kolejka – do windy (jeżeli kupiliście bilet na wjazd – 25€) lub do schodów (jeżeli kupiliście bilet za 16€, pozwalający wejść schodami na pierwszy i drugi poziom). Na szczyt można wjechać tylko windą. Wejście schodami wymaga kondycji. Ale wynagradza wspinaczkę odkrywaniem niesamowitej konstrukcji wieży
i powalających widoków w dół. My nie wjechaliśmy na szczyt – widmo dwugodzinnej kolejki skutecznie nas zniechęciło.
WIDOK W DOWOLNĄ STRONĘ Z WIEŻY EIFFELA JEST WART WYSIŁKU I KAŻDYCH PIENIĘDZY.
Rzeczywiście – widać cały Paryż: od nowoczesnej dzielnicy La Defense po jaśniejący na odległym wzgórzu Sacre-Coeur. Od Lasu Bolońskiego, od Łuku Triumfalnego po Wieżę Montparnasse i Wielki Meczet.
To obowiązkowe MUST SEE. Zresztą, nie okłamujmy się: właśnie po to tu przyjechaliście 😉
- Sacre-Coeur: biała bazylika górującą nad miastem. Monumentalna. Stoi na czubku wzgórza Montmartre, kiedyś siedlisku paryskiej bohemy, ulicznych malarzy, rękodzieła. Przynajmniej ja tak zapamiętałem Montmartre sprzed lat. Teraz spokojnie może się równać z Krupówkami w szczycie ferii zimowych albo Monciakiem w Sopocie. Komercja i chińszczyzna. Ale sama Bazylika – piękno, potęga i piękno potęgi. To z zewnątrz. A w środku? Piorunujące wrażenie przestrzeni ujarzmionej kamieniem. Jako jeden z niewielu zabytków kościelnych Paryża – ten jest wciąż czynny jako kościół. Na zewnątrz grupki młodzieży obsiadują długie i strome schody i zielone skwery, ktoś gra na gitarze, ktoś śpiewa. Wszyscy patrzą na rozpościerające się u ich stop miasto i połyskujące w oddali rury Centre Pompidou. Jeżeli zostaniecie tam do wieczora, to zejdziecie wprost na…
- Plac Pigalle i Boulevard de Clichy: to trzeba zobaczyć wieczorem albo w nocy. Paryska ulica uciech jarzy się neonami we wszystkich kolorach i kształtach. Świeci się, błyszczy i migoce. Sex–shopy ciągną się długim, barwnym szeregiem, a króluje między nimi słynny Moulin Rouge. Jeżeli staniecie w odpowiednim miejscu, uchwycicie wiatrak Moulin Rouge i wisząca nad nim Bazylikę Świętego Serca. Sacrum i profanum. To jest właśnie Paryż.
- Pałac Wielki i Pałac Mały (Grand Palais i Petit Palais): nie sposób je pominąć, bo nie sposób pominąć prowadzącego do nich mostu Aleksandra II zafundowanego Paryżowi przez cara Mikołaja II. W ogóle mosty Paryża to coś, dla czego warto poświęcić dzień na spacer brzegami Sekwany: każdy jest inny, z każdego jest trochę inny widok, każdy ma inną historię. Pałace – Wielki i Mały – wybudowane na wystawę Expo w 1900nym roku służą jako budynki wystawowe do dzisiaj (ostatnio 2018/2019 była tam wystawa zbiorcza Joana Miro – mojego idola, nie zdążyłem). Wstęp do Petit Palais jest darmowy.
Podczas zwiedzania Paryża zróbcie sobie jakiś luźniejszy dzień. Przeznaczcie go na spacery ogrodami czy włóczenie się brzegami Sekwany. Zostawcie czas i siłę na wieczór. Plac Concorde z rozświetlonymi Champs Elysees i Łukiem Triumfalnym, szklana piramida pod Luwrem, nocne Notre-Dame. Po ciemku plac przed Notre-Dame zamienia się w uliczny cyrk pokazujący sztuczki na szczudłach i żąglujący ogniem... wieczorny spacer deptakiem wzdłuż rzeki to oświetlone mosty, rozśpiewane knajpki, pozdrawiające się imprezy na wodnych taksówkach i wszędobylski promień światła z Tour Eiffel.
Na koniec zostawiłem to, co najlepsze:
- Kupujecie wino (najlepiej francuskie – dla podbicia klimatu)
- Kupujecie po ciastku (wybór przebogaty)
- Jedziecie/idziecie w kierunku Wieży Eiffela
Albo rozsiadacie się na opadających trawnikach Trocadero (wtedy macie zachodzące słońce w plecy), albo znajdujecie miejsce na Polach Marsowych. Warto przybyć tam już po południu, bo ludzi na pewno będzie dużo – niezależnie od pogody i dnia tygodnia. Jeżeli przypadkiem nie kupiliście nic do picia czy jedzenia – możecie naprawić ten poważny błąd u jednego z licznych handlarzy kursujących z koszykami między piknikującymi. Handlarze są wszechobecni, ale nienachalni. Oczywiście ceny turystyczne, wyższe niż sklepowe. Oprócz jedzenia i picia,
w sprzedaży oczywiście pamiątki miejsca i czasu (breloki, eiffele duże i małe, widokówki, kurzołapki i durnostójki). Można nawet trafić w promocję: w cenie dwóch plastikowych eiffeli dostajecie trzy… Siedzący z nami młodzi Japończycy kupili tej tandety tyle, że kolejni handlarze zaczęli widzieć w nich konkurencję 🙂
Jeżeli jesteście na Trocadero – patrzycie na zalaną żółtym światłem wieżę i oklaskujecie kolejnych artystów ulicznych występujących na schodach. Jeżeli jesteście na Polach Marsowych – patrząc na czarny, strzelisty kształt wieży, wygrzewacie się w ciepłych promieniach zachodu, razem z setkami Wam podobnych. I tu, i tu – tłum gęstnieje z każdą godziną.
My siedzimy na Trocadero. Zaczyna zmierzchać. Księżyc powoli przechodzi przez wieżę z lewej na prawą. Każdy metr trawy, każdy murek, każdy jeden schodek jest zajęty. Pierwsze światła na Tour Eiffel zaczynają się żarzyć wywołując aplauz tłumu.
Z każdą minutą wieża jest bardziej złota. Nie wiem, ile to trwa – widok jest tak pięknie kiczowato–zachwycający, że przestaję sprawdzać czas. Wokół okrzyki zachwytu utwierdzają nas
w przekonaniu, że nie tylko na nas zrobił ten kawał blachy
z żarówkami piorunujące wrażenie. Punktem kulminacyjnym jest włączenie się „latarnianego” reflektora na szczycie wieży. Zaprawdę powiadam Wam – magia. MUST SEE.
Oczywiście, jest w Paryżu jeszcze wiele atrakcji: ogromny cmentarz Pere–Lachaise z Chopinem i Morrisonem, jest nowoczesna dzielnica La Defense ze znanym dzięki Jean–Michel Jarre nowym łukiem truimfalnym (Grande Arche de la Defense), jest Park Nauki (Parc de la Villete) z łodzią podwodną i lustrzaną sferą. Jest Wersal, Montparnasse, katakumby, jest cały Luwr. NIE ZDĄŻYCIE zobaczyć wszystkiego. NIE ODKRYJECIE nawet połowy urokliwych zakątków, poruszając się metrem – spacerując, ciągle będziecie trafiać na miejsca, które Was zachwycą i zafascynują. Francuzi są dumni ze swojej historii i zapytani na ulicy chętnie opowiedzą Wam, gdzie jesteście i na co patrzycie.
A propos języka i komunikacji: Paryż jest językową betoniarką mieszającą non-stop wszystkie języki i kultury. Dogadacie się
po angielsku, niemiecku, rosyjsku i w dowolnym narzeczu suahili. ALE: jeśli spróbujecie mówić po francusku – paryskie trolle bez litości zaczną mówić nim szybciej i mniej zrozumiale, udowadniając Wam, że nic nie umiecie. I na angielski już nie przejdą, powtarzając w kółko „je ne comprend pas”. Trolling level expert.
Paryż nas zachwycił. Wymęczył i zachwycił. Zachwycił inaczej niż Lizbona czy Londyn. Mimo naprawdę intensywnych starań, nie wszystko co chcieliśmy, zobaczyliśmy. Wiele miejsc czeka wciąż na nasze odkrycie. Jest to miasto, do którego można wracać. I my tam kiedyś wrócimy, żeby naszą listę MUST SEE odfajkować do samego końca
C’est la Fin
Zapraszamy do pytań i dyskusji 🙂
dwojezplecakiem